Nie będę dziś gadał, pokaże Wam tylko widoki z plaży nad Morzem Północnym 🙂

Nie będę dziś gadał, pokaże Wam tylko widoki z plaży nad Morzem Północnym 🙂
Morze Północne – zimne i targane porywistymi wiatrami. Patrząc na jego ołowiane chłodne wody człowiek odruchowo zakłada, że nie może on obfitować w żadne „niezwykłe” organizmy. Ot jakieś ryby i parę ptaków 🙂
Zdziwić się można chodząc na spacery po plażach, lub… odwiedzając zaprzyjaźnionych wędkarzy. Oto co zobaczyłem ostatnio u znajomego. Suszył na kaloryferze parę rozgwiazd i jeżowców. Twierdzi, że wyłowił je… łowiąc ryby 🙂
Kilka dni temu wydarzyło się coś, czego nie pamiętają najstarsi ludzie w Aberdeen. Nocny sztorm wyrzucił na brzeg ogromne ilości piany, która pokryła domy, samochody i drzewa. Poniżej filmik z Fittie.
Skąd ta piana? Jajogłowi twierdzą, że silny wiatr wywołał duże fale, powietrze wymieszało się z organicznymi minerałami w morzu, doprowadzając do wytworzenia niezwykle gęstej piany. Jest też możliwe, że pomogły temu komórki fitoplanktonu w wodzie. Wytwarzają one śluz, który pod wpływem silnych wstrząsów mógł przekształcić się w pianę.
Teraz pozostaje nam tylko czekać na nową Afrodytę 🙂
Dziś wziąłem udział w bardzo ciekawym wydarzeniu zorganizowanym w siedzibie SEPA. Miało one charakter krótkich prezentacji dotyczących programów i projektów związanych z regeneracją wybrzeża.
Na koniec zostaliśmy zaproszeni na krótki spacer do pozostałości po starym forcie (tzw. Torry battery) strzegącego kiedyś wejścia do portu.
W trakcie rozmowy o walorach przyrodniczych tego miejsca (oczywiście musiałem się pochwalić, że publikowałem już posty z zdjęciami fok i kormoranów :)), skonstatowałem że byłem wielokrotnie w tym miejscu, ale nigdy nie udało mi się zobaczyć delfinów.
Pięć minut później do ujścia portu wpłynęło małe stadko (ok. czterech, może sześciu osobników)… delfinów.
Ssaki te naprawdę mają w sobie coś niezwykłego. Przy każdym pojawieniu się delfina na powierzchni, grupa wydawała z siebie pomruk radosnego zadowolenia. Myślę, że moglibyśmy nawet wiwatować, gdyby tylko jakiś zechciał wyskoczyć w powietrze 😀
Natychmiast spróbowałem wykonać kilka fotografii. Mizerne efekty możecie zobaczyć poniżej (cóż, moja komórka to nie aparat… czas reakcji ma znacznie dłuższy niż czas jaki delfin przebywa na powierzchni)
Niestety radość z bliskiego spotkania z delfinami została zepsuta w chwili gdy dotarliśmy do Torry battery:
Język w jakim wykonano napis natychmiast został rozpoznany. Podszedł do mnie profesor lokalnego uniwersytetu z prośbą o tłumaczenie… i nie był on jedyną osobą, która tego dnia zapytała mnie o znaczenie tych słów…
Komentować tego nie muszę. Na pewno, każdy z Czytelników wnioski wyciągnie samodzielnie.
Korzystając ze znośniej pogody wybrałem się na wydmy w pobliżu Balmedie. Jest to mała wioska położona jakieś 14 mil na północ od Aberdeen.
Wioska, jak wioska, ale plaże! A te wydmy! są po prostu cudowne 🙂
Jeśli mieszkacie nad morzem, to taki widok prawdopodobnie nie jest dla Was niczym specjalnym… ale ja jestem z gór i wydm u nas nie uświadczysz 🙂
W Szkocji po wydmach można spacerować do woli (w przeciwieństwie do Polski, gdzie wydmy są pod ochroną prawną). Korzystałem z tego prawa do woli, a rezultaty możecie zobaczyć na zdjęciach 🙂
Skąd się biorą wydmy? Tworzy je wiatr, z piasku naniesionego z plaży. Wybrzeże wydmowe składa się z 2-3 lub więcej równolegle ułożonych szeregów wzniesień. Pierwsza wydma, zwana jest wydmą białą lub przednią. Najczęściej jest w znikomym stopniu porośnięta roślinnością i zbudowana z jasnego piasku.
Następne wydmy, są bardziej osłonięte od wiatru i w związku z tym rośnie na nich więcej roślin. Piasek zwykle ma kolor szary (stąd nazwa wydma szara) co świadczy o zawartości materiałów organicznych.
Jedną z najczęściej występujących roślin wydmowych w tej okolicy jest trawa z rodzaju piaskownic. Posiada długie, twarde i kłujące liście. Łażąc po tych wydmach, co miałem wrażenie, że ktoś wbija mi w skórę szpilki 🙂
Balmedie to piąty pod względem wielkości obszar wydm w UK. Jeśli chcecie zobaczyć go na własne oczy, lepiej się pośpieszcie. Donald John Trump, amerykański multimilioner szkockiego pochodzenia wybuduje tu wkrótce 18-dołkowe pole golfowe….
Grzybek wydmowy… identyfikacja to zadanie dla Basi z grzybowiska 🙂
Byłbym zapomniał o tytułowych czterech funtach 🙂 Tyle kosztuje bilet w obie strony z Aberdeen do Balmedie.
Pamiętacie małą zagadkę prosto z plaży? Spacerowałem ostatnio po targu i zobaczyłem… podobną rybę – ale całą. Sprzedawca nazwał ją Black Bream. Wujek Gógiel twierdzi, że po polsku rybie będzie Kantar.
Zagadka rozwiązana?
…zawsze można znaleźć coś ciekawego. Szczególnie po sztormie. Kto wie jak się to nazywa? 🙂
Zobacz też inne „znaleziska”.
Aberdeen może się wydawać surowym, niespecjalnie interesującym miastem. Swoje zalety odsłania dopiero przy bliższym poznaniu.
Jednym z najciekawszych miejsc, które odkryłem na początku swojej przygody ze Szkocją jest stara rybacka osada Footdee (zdrobniale nazywana Fittie).
Dziś znajduje się w granicach miasta Aberdeen: na końcu nadmorskiej promenady, wciśnięta pomiędzy ruchliwy port a morze, leży mała, jedyna osada, zamieszkała przez nieugiętych Galów, która wciąż stawia opór.. wróć! to nie ta bajka… bzzz.. bzzz… portowa wioska.
Zbudowano ją (a jakżeby inaczej) z granitu. Wokół trzech niewielkich placyków stoją urocze domki. Wszystkie przykryte kamiennymi dachami (specjalny rodzaj dachówki wykonany z łupka). Footdee jest tak niewielkie, że można je obejść w 5 minut 🙂
Wchodząc do osady za plecami zostawia się XXI wiek. Za nami są statki, kontenery, tiry, autobusy, skrzeczące mewy, cały ten miejski ruch i gwar. Przed nami plac z XIX-wiecznym, kamiennym kościołem na środku. Cisza i spokój. Oraz przesympatyczni mieszkańcy, którzy nie gniewają się nawet na turystów, zaglądających im do okien. Inna sprawa, że nie sposób obejrzeć Footdee nie zaglądając komuś przypadkiem do kuchni 🙂 Po prostu okna, co charakterystyczne, nie zasłaniane firankami, znajdują się idealnie na wysokości oczu.
Na przeciwko domków, są ogródki. Można w nich znaleźć… stare szopy, inne rozpadające się budy (niektóre przyznam, bardzo malowniczo), sznurki na pranie oraz prawdziwe kolekcje najbardziej tandetnych gadżetów ogrodowych jakie możecie sobie wyobrazić 🙂
Na prawo śliczne, zadbane domki, ławeczki (zaaranżowane np. z jakiegoś kamiennego elementu architektonicznego), zgrabne brukowane uliczki, na lewo maciupki ogródek z odrapaną, zagraconą budą oraz paskudnym, plastikowym krasnalem (tudzież z innym wątpliwym estetycznie tuzinem łabędzi, fontann i innych elementów małej architektury).
Przyznaję, wygląda to niesamowicie klimatycznie 🙂 To chyba taka lokalna konkurencja (kto wstawi i wyeksponuje więcej paskudnych rupieci). Hmm… może nie aż taka lokalna, w Polsce, do niedawna wygrywał ten, kto wywiesił najwięcej, możliwie największych, maksymalnie gałobitnych anten satelitarnych. Z dwojga złego wolę kontemplować pułk krasnali ogrodowych 😀
Całe Footdee to trzy urokliwe placyki: North Square, South Square i Pilot Square. Nazwy, co prawda niezbyt romantyczne, ale przyznacie, że bardzo praktyczne. Dwóch pierwszych tłumaczyć nie trzeba. Na trzecim placyku domki są większe, częściej piętrowe. To tutaj mieszkali piloci – ludzie wprowadzający statki do portu. Jako przedstawiciele bardzo poważanego zawodu zajmowali najlepsze kwatery.
Gospodarka Fittie opierała się na rybołówstwie (jak sama nazwa wskazuje: Dee – nazwa rzeki, food – jedzenie) oraz na usługach związanych z funkcjonowaniem portu. W przeszłości stanowiła bardzo mocną konkurencję dla Torry wioski położonej dokładnie, na przeciwko – po drugiej stronie rzeki (ale o tym pisałem już wcześniej).
Zapraszam do galerii Footdee.